„Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin jest nie tylko partią najbardziej uczciwą, ale również siłą polityczną, która wyznaje wielkie i fundamentalne wartości – tradycyjnej rodziny i chrześcijańskie” – mówi Waldemar Tomaszewski, lider partii i kandydat na mera Wilna w zbliżających się wyborach samorządowych.
– Jest Pan rdzennym wilnianinem, urodził się Pan w stolicy, stąd pochodzą Pana przodkowie, doskonale zna Pan miasto. W 2015 roku ubiegał się Pan o stanowisko mera Wilna uzyskując dobry wynik – w I turze zgromadził Pan 17 proc. głosów wilnian. Jakie są powody, dla których postanowił Pan ponownie ubiega  się o stanowisko włodarza stolicy?
– Na początku pragnę zaznaczyć, że nasze miasto jest wspaniałe: jest to nie tylko perła architektury, ale również miasto o wyjątkowym krajobrazie, którego cechą charakterystyczną są pagórki, latem zaś nasze miasto dosłownie tonie w zieleni.

Powinniśmy korzystać z prawa udziału w demokratycznym procesie, który okresowo przybiera w naszym kraju formę wyborów. Obecnie zostaliśmy jedyną siłą polityczną, która broni interesów mniejszości narodowych na Litwie, co poniekąd programuje naszą aktywność.

Owszem, mam już doświadczenie udziału w wyborach samorządowych – w 2015 roku ubiegałem się o stanowisko mera Wilna, zyskując duże poparcie wyborców. Mając już doświadczenie sprzed kilku lat i cel zjednoczenia wszystkich ludzi dobrej woli, w sztabie wyborczym jednomyślnie podjęta została decyzja o tym, bym raz jeszcze zawalczył o fotel mera stolicy.

Wilno od wieków jest miastem wielonarodowym i wielokulturowym. W bieżących wyborach nasza lista kandydatów w samorządzie m. Wilna jest najliczniejsza. Jeśli inne partie wystawiają maksymalnie od 30 do 55 kandydatów, z listy AWPL-ZChR kandyduje 100 osób. Ogółem nasza siła polityczna wystawiła listy aż w 11 samorządach. Z naszego ramienia kandydują przedstawiciele różnych narodowości – Polacy, Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Tatarzy. Są to osoby w różnym wieku i pracujący w różnych zawodach, jest sporo młodzieży, nauczycieli.

Warto przypomnieć, że przed kilkoma laty w ramach reorganizacji średnich szkół przedstawicielom AWPL-ZChR udało się wspólnymi silami obronić prawa oświatowe mniejszości narodowych. Wyjątkowo trudną batalię stoczyliśmy o zachowanie gimnazjów 12-letnich, ale wygraliśmy ją, bowiem byliśmy zgodni co do stanowiska i zjednoczeni w działaniu. Spośród 350 gimnazjów na Litwie mamy 35 gimnazjów polskich (10 proc.), 26 – rosyjskich (7 proc.) i jedno białoruskie, chociaż na początku reformy władze proponowały zachować jedynie po 13 gimnazjów polskich i rosyjskich. Ta nasza wspólna wygrana naocznie ilustruje sens i znaczenie naszych wspólnych działań.  

Była to ciężka walka, nie przychodziły łatwo i dość opornie postępowały decyzje w sprawie szkół, obecnie zachowanie tego, co się wówczas udało wywalczyć, również stoi na porządku dziennym. Zatem dzisiaj po prostu musimy obronić to, co udało nam się wywalczyć wspólnym wysiłkiem nauczycieli i rodziców, obronić nasze szkoły od możliwych ataków na język ojczysty. Znów obserwujemy nowe i stare zarazem ruchy, zwłaszcza że mamy przykłady łotewski i estoński, w których to krajach są czynione próby wyrugowania z krajowego systemu oświatowego szkół z ojczystym językiem nauczania.  

To, co udało nam się wywalczyć, możemy zachować obecnie jedynie w drodze dobrej samoorganizacji, aktywnego udziału w wyborach i za pośrednictwem swych przedstawicieli, którzy są w stanie rozstrzygać te kwestie i problemy. Doświadczenie każe mniemać, że podobnie sprawy mieć się będą również w przyszłości. Jeśli dzisiaj szkoły z rosyjskim językiem nauczania nie przetrwają, to jutro podobny los spotka również szkoły z polskim językiem nauczania. Tylko będąc zjednoczeni i zgodnie działając będziemy mogli stawić czoła i zachować nasze szkoły. Doskonale to rozumiemy, ale, niestety, nie wszyscy uświadamiają sobie to. Jeśli nie zbudujemy mocnej linii obrony, nie będziemy dobrze zorganizowani w ramach lokalnych organów władz, w swoich organizacjach, nikt inny oprócz nas nie zatrzyma podobnych negatywnych tendencji. Stąd tak ważne jest, byśmy teraz się zjednoczyli w imię wspólnej naszej wartości – zachowania szkół z ojczystym językiem nauczania.

Kolejnym problemem jest to, że część dzieci z rosyjskich i polskich rodzin wysyłana jest przez rodziców do innych szkół. Popełniają oni ogromny błąd. W codziennej krzątaninie, w natłoku obowiązków służbowych, w pędzie zarabiania na rodzinę rodzicom ucieka niekiedy to, co najważniejsze – mianowicie fakt, że środowiskiem najbardziej komfortowym dla dziecka jest otoczenie, które funkcjonuje w jego języku ojczystym. Ma to wpływ i na jego wyniki ogólne, i samopoczucie. Zjawiskiem naturalnym jest, gdy dzieci pobierają naukę w szkole z ojczystym językiem nauczania. W obecnym świecie jest to rozwiązanie najbardziej optymalne.

– W trudnej sytuacji znajdują się nie tylko szkoły mniejszości narodowych, ale również tradycyjna rodzina.
– Owszem, jest to nowe zagrożenie i jeśli w lokalnych organach władzy nie będziemy mieć swych przedstawicieli, będą czynione próby przepchnięcia do przedszkoli i szkół obecnych sztucznych trendów i odmiennego pojmowania rodziny. Najzwyczajniej nie będzie komu zatrzymać tego procesu. Wiadomo, ludzie będą się sprzeciwiali, wyrażali swoje niezadowolenie, ale nie będą mieli realnego wpływu na decyzje. Nawet jeśli niezadowolonych będzie ponad 90 proc., pozostałych kilka procent będzie zarządzać większością. A stanie się tak, bowiem będą dysponowali siłą nacisku i tak oto mniejszość będzie narzucać większości nie tylko swoje poglądy i światopogląd, ale i genderowe programy dla naszych dzieci. Takie próby już miały miejsce, na szczęście spełzły na niczym. Stąd tak ważne jest wprowadzanie swoich przedstawicieli do samorządów i pionu oświatowego.

– Działa Pan aktywnie w polityce, ciesząc się renomą polityka odważnego i uczciwego, polityka z zasadami. Z prośbą o pomoc zwracają się do Pana często zwykli ludzie, wspiera Pan ich w miarę swoich sił i możliwości. Pana sytuacja rodzinna również nie należy do najłatwiejszych, razem z małżonką musieliście się zmierzyć z nie lada wyzwaniami. Wychowują Państwo starszego syna z ograniczoną sprawnością ruchową na skutek odniesionego podczas porodu porażenia mózgowego. To jest ten przypadek, kiedy błędy lekarskie kosztują nas zbyt wiele, przypłacamy je zdrowiem bliskich. Syn wymaga nieustannej opieki, nie mają Państwo żadnych wolnych. Jest to niesłychanie trudne. Jak sobie radzicie?
– Żyjemy w czasach, kiedy wszyscy mają ciężko. Często spotykam się z ludźmi i wiem, że większość rodzin również zmaga się z problemami – jedni walczą o zdrowie bliskich, inni muszą otoczyć opieką osoby starsze. Każdy niesie swój krzyż, stąd tak ważne jest, byśmy w podobnych sytuacjach nie izolowali się, nie myśleli wyłącznie o sobie, tylko pomagali innym w miarę swych możliwości i zdolności, którymi obdarzył nas Bóg. Najważniejsze jest łączenie ludzi, bowiem tylko zjednoczeni będziemy mogli rozwiązywać nasze problemy, w tym socjalne. Dlatego powinniśmy brać swój los w swoje ręce i, korzystając z sieci placówek samorządowych i innych, pomagać ludziom, tym, którzy nie są w stanie zadbać o siebie. Sprzyjać nie biznesowi, tylko zwykłym ludziom.

– Jednym z wyborczych haseł AWPL-ZChR jest „O uczciwą politykę!”. Co to właściwie oznacza?
– Polityka w głównej mierze jest sprawą brudną, z tego to powodu ubolewam, ale przecież uprawiają ją ludzie. AWPL-ZChR jest na tym polu dobrym wyjątkiem. Nasi przedstawiciele nigdy nie byli uwikłani w żadne skandale od samego początku powstania partii, tj. od roku 1994. Mówiąc o finansowaniu partii, pryncypialnie nie braliśmy i nie bierzemy pieniędzy od biznesu, utrzymujemy się wyłącznie ze składek członkowskich i dotacji zarobionych przez naszych wyborców. Nasze hasła nie są bynajmniej frazesami tymczasowymi, uczciwa polityka – to podstawa naszych działań już od wielu lat. Uczciwa polityka – to przede wszystkim troska o prostego człowieka, nienadużywanie wysokiego stanowiska, myślenie o wyborcy, branie odpowiedzialności za niego, współpraca z nim, dzielenie się z ludźmi swoimi siłami i zdolnościami. Na tym polega sens uczciwej polityki.

– Kim, w Pana mniemaniu, jest zwykły człowiek?
– Niektórzy przedstawiciele społeczeństwa zajmują w nim określone pozycje – ktoś zarządza biznesem, spółkami albo po prostu dobrze się ma. Niektórzy nawet sponsorują i pomagają innym, chwała im za to. Obowiązkiem uczciwych polityków jest myślenie o tych, którzy nie mają zasobów, by żyć dobrze. Takich ludzi jest sporo, dla przykładu emeryci bądź osoby, które utrzymują się z minimalnego wynagrodzenia. Ostatnimi czasy sporo się mówi o rekompensacie za ogrzewanie. Połowa populacji kraju jeszcze nie otrzymała tej pomocy, ludzie się denerwują. Mówię o osobach, które nie są w stanie zaopiekować się sobą, nie wiedzą, jak należy prawidłowo wypełnić podanie. Naszym obowiązkiem jest wspomaganie takich osób i zaadoptowanie systemu do ich możliwości. Przecież to może być dla nich zbyt trudne – czy to z powodu braku wykształcenia, czy braku znajomości języka państwowego, innych przyczyn. Dlatego należy pomagać ludziom za pośrednictwem swoich przedstawicieli w samorządach, za pośrednictwem gmin.

– Jak należałoby interpretować pojęcie wartości chrześcijańskich?
– Osobiście dla mnie wartości chrześcijańskie są całym naszym życiem – od początku do końca. Koniecznie musimy uczyć dzieci chrześcijańskich podstaw wiary. To, czy z nich skorzystają, to już inne pytanie. Mimo wszystko powinny je znać. My jesteśmy tego świadomi i, dla przykładu, w szkołach polskich na lekcje religii uczęszcza 100 proc. dzieci, w innych – ogółem średnio około 30 proc..

Spotkaniu opłatkowemu w progimnazjum im. Jana Pawła II w Wilnie towarzyszyło piękne przedstawienie opłatkowe, w styczniu oglądałem prawosławne przedstawienie bożonarodzeniowe w gimnazjum w Grzegorzewie. Te widowiska wywarły na mnie ogromne wrażenie. To jest naprawdę piękne, że oprócz informacji pozyskanych z Internetu dzieciom są wszczepiane również prawdziwe wartości. W tym miejscu należy podziękować rodzicom, nauczycielom, katechetom, siostrom zakonnym i kapłanom.

Nasz program wyborczy zawiera konkretne rozwiązania dotyczące współpracy z parafiami, wspierania inicjatyw parafian.

– Co jest obecnie najważniejsze dla Wilna?
– Nasz program zawiera precyzyjny opis kwestii poprawy jakości życia wilnian. Chodzi głównie o namacalne inwestycje w infrastrukturę przedmieść – Ponar, Grzegorzewa, Nowej Wilejki, Werek, Rossy. Infrastruktura w tych dzielnicach jest nierzadko gorsza niż w rejonach, chociaż pamiętać należy, że dzielnice te leżą w obrębie miasta, a za oknem mamy XXI wiek. W wielu domach nie ma ani systemu odprowadzania ścieków, ani wody bieżącej. W końcu po to są właśnie fundusze unijne. Swoją uwagę skierujemy również na dzielnice sypialne, gdzie mieszkańcy od lat borykają się z problemem braku miejsc parkingowych.

Proponujemy, by podróżowanie komunikacją miejską było bezpłatne. W tym miejscu podkreślam, że nie jest to bynajmniej hasło populistyczne. Takie rozwiązania już są stosowane w państwach bałtyckich, np. w Tallinnie.

Jeśli w rejonie wileńskim byliśmy w stanie zrekompensować ludziom wydatki na ogrzewanie i zimną wodę, nie widzę przyczyn, byśmy nie mogli zrobić tego w Wilnie. Nawet za przedszkola w rejonie wileńskim rodzice płacą o 30 proc. mniej niż w stolicy, opłata za uczęszczanie do szkół muzycznych jest symboliczna, a szkoły sportowe w ogóle są bezpłatne.

– Skoro tak, to co stoi na przeszkodzie, by taką pomoc socjalną wdrożyły również obecne władze miejskie?
– Inne priorytety. Jednym z nich jest kierowanie środków na jakieś gigantyczne projekty. Naocznym przykładem jest budowa stadionu. Taki obiekt jest, oczywiście, potrzebny w stolicy, ale ważne przy tym jest, by budowa była prowadzona uczciwie, bez korupcji. Oprócz tego obecnie wszystkie inwestycje są kierowane na poprawę warunków w centrum miasta, a co z obrzeżami miasta? Nie zasłużyły na inwestycje? Głównym problemem w Wilnie jest kwestia stabilności władz. Nowy mer, po dojściu do władzy, myśli o jednej, najwyżej dwóch kadencjach. Dlatego w pierwszej kolejności zaczyna rozstrzygać kwestie aktualne dla biznesu. Miasto potrzebuje mera, który nie będzie miał powiązań z biznesem, a jego priorytetem będzie rozwój dzielnic sypialnych i obrzeży miasta oraz troska o zwykłych ludzi.

– 5 marca wilnianie, ale też mieszkańcy innych samorządów na Litwie, którym nie jest obojętne, kto będzie zarządzać ich samorządem przez najbliższe 4 lata, pójdą do urn wyborczych. Niewątpliwie znajdą się również rozczarowani, tacy, którzy uważają, że ich głos niczego nie zmieni. Co by chciał Pan powiedzieć takim mieszkańcom?
– Trudno dojść do czegoś i zrobić coś pożytecznego dla ludzi, jeśli się działa w pojedynkę. Tymczasem, jeśli jesteśmy mocno zjednoczeni, zdeterminowani, nie brakuje nam energii i wytrwałości, można zdziałać wiele. Mamy podstawę organizacyjną i ważne jest nie tylko ją zachować, ale i wzmocnić. Będzie to możliwe jedynie z poparciem naszych wyborców, dlatego prosimy mieszkańców uświadomić sobie, że swój los możemy wziąć w swoje ręce. Nie możemy czekać, aż ktoś zrobi to za nas, tylko powinniśmy zrobić to sami. Każdy głos jest dla nas szansą na większą liczbę swoich przedstawicieli w miejskich organach władzy. Mamy wszystkie szanse, by zwyciężyć nie tylko w rejonie wileńskim, ale i w Wilnie. Nie można dopuścić, by ludzie zawiedli się na władzy, tylko sami tę władzę tworzyli. Jeden mądry polityk powiedział w swoim czasie: „Złe władze wybierają dobrzy ludzie, którzy nie chodzą na wybory”.

Rozmawiała Natalia Trojanowa